niedziela, 28 listopada 2010

Spotkanie z Urszulą Sipińską...



Muzyczne spotkania z Urszulą Sipińską, zawsze skupiały ogromne grono słuchaczy. Jej osoba zawsze budziła podziw, uznanie, niesamowite emocje. Swój sukces oprała na prawdzie i szczerości wobec słuchacza, o czym najlepiej możemy się przekonać czytając jej nową książkę zatytułowaną „Gdybym była aniołem” – jej premiera przewidziana jest na 7 grudnia 2010 r.



Ten kto zapoznał się z jej pierwszą książką „Hodowcy lalek” wie, że pani Urszula w niezwykle interesujący sposób przedstawiła otaczającą jej rzeczywistość – gdy jej światem była estrada i piosenka.
Barwne historie, osobiste wątki takie zapowiedzi otaczają premierę nowej książki Urszuli Sipińskiej, zatem zapowiada się bardzo interesująco.

Tymczasem chciałem, przytoczyć artykuł prasowy, który ukazał się na łamach czasopisma „Zwierciadło” z czerwca 1991 roku, czyli niespełna dwa lata po zakończeniu kariery piosenkarki.

„Musi się udać”

- Po dwudziestu trzech latach przygody z piosenką wraca Pani do wyuczonego zawodu i zamierza zosta biznesmenką, dlatego, że…
Pani Urszula wpada mi w słowo…
Nie lubi banalnych określeń, zresztą swego śpiewania nie traktowała nigdy jako przygody. Od wczesnej młodości towarzyszyły jej dwie pasje: muzyka – ukończyła średnią szkołę muzyczną, a zainteresowanie nią odziedziczyła po matce pianistce – oraz architektura wnętrz – stud. na Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych.
Tematem jej pracy magisterskiej był projekt ośrodka twórczego plastyki współczesnej. Ze sztuką stykała się od dziecka. Ojciec inżynier budownictwa, dziadek i brat dziadka zajmowali się malarstwem. Z ich umiejętnościami wiąże się wiele rodzinnych legend, lecz to już zupełnie inna historia.


----------------------------------------------------------------------------------

Urszula Sipińska jako piosenkarka osiągnęła już wszystko, o czym marzy się stawiając pierwsze kroki na estradzie ( nagrody na liczących się festiwalach w kraju i zagranicą, wielokrotny tytuł piosenkarki roku, nagrania płytowe w wśród nich „Złota płyta”.
Teraz przyszła pora na sprawdzenie się w architekturze: sprawdzenie się jako kobieta interesu, realizując swoje pomysły, plany a nawet marzenia. Nie chce już śpiewać. Określa to zmęczeniem materiału, - zawsze była domatorką. Życie spędzała w podróżach, lecz najlepiej czuła się w domu.

Pani Urszula mimo, że była już popularna piosenkarką, wyjeżdżając „na trasy” zabierała książki, skrypty. Przygotowywała się do czekających ją egzaminów. Wyznawała zasadę: żaden włożony w cokolwiek wysiłek nie idzie na marne.
W przyszłości będzie procentować.
Pod koniec 1968 roku wybierała się na koncerty, z zespołem „Czerwone Gitary” do Związku Radzieckiego. Zaraz po powrocie należało złożyć prace seminaryjną, którą miał być projekt targowiska w mieście. Wiele godzin poświęciła samej koncepcji targowiska, funkcjonalnego, estetycznego, usytuowanego w zieleni, którego plac, po skończonym handlu, mógłby być miejscem spacerów i zabaw dla dzieci. Wpadła na pomysł, lekkich, składanych kiosków o kształcie kulistym, zamykanych na noc w jednym, większym pomieszczeniu. Zabrakło już czasu na zrobienie projektu. Postanowiła, że wykona go w chwilach pomiędzy występami. W tym celu kupiła 50 piłeczek pingpongowych ( przekrojone w poprzek, potem wzdłuż, odpowiednio sklejone wyobrażały wspomniane kioski). Zmęczona bezsennymi nocami, podróżą przyjechała na lotnisko Okęcie. Na pytanie celników – po co jej tyle piłeczek, odpowiedziała, że musi wykonać ważne zadanie. Zapewne w obawie przed „zadaniem szpiegowskim” prześwietlono kolejno wszystkie piłeczki. Trwało to długo i groziło spóźnieniem samolotu.



Pani Urszula z rozbawieniem wspomina również swoją praktykę studencką, jaką odbywała w Biurze Projektów i w Poznańskiej Fabryce Mebli. Do biura przychodziła codziennie, punktualnie czemu się dziwiono, gdyż jej poprzednicy pojawiali się rzadko lub wcale. Drzwi do pokoju niemal się nie zamykały. Ciągle ktoś wpadał po coś. Po kilku dniach koledzy wywiesili kartkę na drzwiach: Urszulę Sipińską można zwiedzać w godzinach od 13 do 14.

W 1972 roku pożegnała się z uczelnią, lecz kontaktów ze środowiskiem nie zerwała. Profesorowie, starsi koledzy mówili jej: Jeździsz po świecie, masz okazje wiele zobaczyć. Korzystaj fotografuj, zbieraj albumy, przyglądaj się i szkicuj. I korzystała. Odwiedzała nie tylko muzea, lecz także świtowe biura projektów, dzielnice mieszkaniowe zarówno ekskluzywne, dla multimilionerów, jak i zwyczajne, dla przeciętnych mieszkańców. Wystawy oglądała głównie pod kontem dekoracji, ekspozycji towarów. Przez lata gromadziła, świtową literaturę, dotyczącą wystroju wnętrz, rezygnując nieraz z innych zakupów. Znajomi niejednokrotnie zwracali się do niej z prośbą o zaprojektowanie wnętrza, ich mieszkania lub pokoju. Cieszyło ją okazane zaufanie i wiara w jej dobry smak.

W 1989 roku, gdy było już wiadomo, że w kraju otworzyły się możliwości, zakładania prywatnych firm, Pani Urszuli nie dawała spokoju myśl, że warto wrócić do architektury. Początkowo były to, zaledwie nikłe zarysy tego, co mogłaby i chciała robić. Z czasem nabrały realnych kształtów. 28 stycznia 1991 roku zarejestrowała w Poznaniu własną firmę – Studio Projektów „US Style”, z dwiema pracowniami – wnętrzarską i graficzną zajmujące się projektowaniem wnętrz biur, sklepów, mieszkań. W przyszłości przy „US Style” powstać ma mała hurtownia zaopatrująca kontrahentów, w elementy i detale wnętrzarskie.



Równolegle z pracą w studiu projektów realizowała swoją ideę – podbudowanie wzorcowej placówki – handlowo – usługowej, pod nazwą „Baby Raj”. W specjalnie zaprojektowanej „krainie” zostaną zainstalowane automaty do gier, ekran TV, podłączony do wideo z filmami rysunkowymi oraz dyskoteka dla dzieci. W „Ulu” pod fachową opieką będą mogły matki pozostawić swoje dzieci na czas zakupów w centrum handlowym.

Władze Poznania odniosły się bardzo przychylnie do tego projektu, zaoferowały pomoc. Pani Urszuli marzy się taki plac, na którym można by stworzyć wszystko od podstaw, a potem powielić te projekty w innych miastach, czyli stworzyć siec handlową.

- Nie boi się Pani ryzyka? Nie przeraża panią spłata tak wysokiego kredytu?
- Musi się udać. Kredyt wzięłam tylko na Studio Projektów. „Baby Raj” sfinansują banki i ludzie z prawdziwymi pieniędzmi. Ale wracając do pytania: W 1989 roku udzielałam wywiadu w radiu „Wolna Europa”. Zapytana o sytuacje w Polsce odpowiedziałam, że najtrudniej będzie zmienia mentalność, przestawić je na inny sposób myślenia. Mnie jest łatwiej startować, pracować na własny rachunek, dlatego, że nigdy nie była przywiązana do etatu. Zarabiałam śpiewając. Przywykłam do niepewności jutra. Nie boję się ryzyka, A jeśli się nie powiedzie? No cóż, sprzedam budowany właśnie dom. Wprowadzę się do dwupokojowego mieszkania i …zacznę od nowa.

Nie wierzę, że nie można się przekwalifikować. Przykładem jest choćby mój mąż – kompozytor, muzyk, Jerzy Konrad. Szybko nauczył się czytac rysunki techniczne. Nadzoruje budowę naszego domu. I będzie pracował ze mną w mojej firmie.

- Nie przeszkadza mu to, że pozostaje w cieniu żony?
- Nie. Ma silny charakter, wie ile jest wart. Jest znakomitym doradcą – i w przeciwieństwie do mnie – nie odczuwa potrzeby eksponowania się, bycia zauważonym.



Pani Urszula wierzy, że przed architektami wnętrz jest duża przyszłośc. Ludzie zechcą mieszkać w estetycznych mieszkaniach i w ładnym otoczeniu. Gotowa jest nawet udzielić niekiedy bezpłatnej porady. Traktując ją jako działanie społeczne po to aby zniknęły mieszkań makatki z jeleniem i odpustowe figurki, a z ogródków koszmarne krasnale i latarenki.

Brak komentarzy: