poniedziałek, 10 czerwca 2013
Anna już nie mieszka tu...
Droga Aniu tak wiem, jesteś tam u góry:) Tak naprawdę się nie znamy, nawet się nie spotkaliśmy na koncercie, ale tak się składa, że każdą rocznicę związaną z Twoją osobą wspominam i pamiętam. Mam nadzieje, że Twój anielski i kojący głos tam u góry jest naprawdę potrzebny i rozbrzmiewa równie mocno jak tutaj na ziemi. Być może tam byłaś bardziej potrzebna być może, tam realizujesz swoje marzenia i doskonalisz swój warsztat muzyczny.Wszystkich nas ciekawi Twój nowy wizerunek? Włosy długie? kręcone? a może blond? Dobrze, umówmy się, że odpowiesz nam...tak własnie wtedy... W końcu to zaledwie godzina drogi.
A dziś z okazji Twoich urodzin składam Ci serdeczne życzenia, wierząc tym samym w Twój sukces. Przed nami tu na ziemi 50 jubileuszowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu -oczywiście nie obyło się bez wspomnień Twojej osoby. Naturalnie najwięcej na Twój temat wspominała Halina Frąckowiak - muzycznie przekazując nam, że tu już nie mieszkasz. Ściskam Cię serdecznie oddalając się w muzyczną krainę o imieniu Anna Jantar. M.
środa, 7 listopada 2012
Irena Jarocka
Do wpisu na temat twórczości Ireny Jarockiej przygotowałem
się kilka lat, zbierałem materiały, wywiady zdjęcia. Nie zdążyłem…
Właściwie nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.
Do dnia Jej śmierci wydawało mi się, że będzie zawsze z nami, w najciemniejszych
myślach nie przypuszczałem, że wtedy w sobotę otrzymam tak przykrą wiadomość.
Pamiętam ten dzień, i pewnie jeszcze na długo zapamiętam…
Zupełnie tego nie pojmuję, Jej śmierć dotknęła
mnie bardzo, zupełnie tak jak gdyby odeszła moja bardzo bliska osoba.
Zapewne
wielu uzna, moje słowa za nazbyt wylewne, może ktoś pomyśli, że przesadzam. Sam się temu dziwię.
Na
szczęście, pozostał Jej głos utrwalony na płytach, materiałach telewizyjnych
czy radiowych.
Dzisiejszy post będzie inny od poprzednich, gdyż są to tylko
moje wspomnienia na temat piosenkarki która swoimi piosenkami dała wiele radości
mnie i innym fanom.
Odkąd pamiętam muzyka, była największą częścią mojego życia.
Z czasem stała się pasją.
Nigdy jednak nie interesowały mnie teraźniejsze propozycje radiowe, zawsze
sięgałem po muzykę która powstała co najmniej pięć, dziesięć lub więcej lat
temu. Wśród artystów którzy stanowili moje największe zainteresowanie była
właśnie Irena Jarocka. Pamiętam trochę przez mgłę Opole "93, gdzie wystąpiła
Pani Irena z wiązanką swoich najbardziej znanych przebojów. Jak zwykle
nienaganny strój sceniczny, ten sam uśmiech, ta sama serdeczność, muzykalność i
luz na scenie. Po latach znajomy podarował mi ten występ na płycie DVD nagrany
z TV.
Ale znajomość z muzyką Ireny zaczęła się długo wcześniej,
jeszcze w dzieciństwie moją uwagę zwróciła piosenka Beatelmania story,
niezwykle melodyjna, wpadająca w ucho z muzyką Jarosława Kukulskiego i tekstem Janusza
Kondratowicza. Lubiłem gdy Irena
śpiewała tą piosenkę na żywo na koncertach, zawsze inaczej, zawsze tak samo porywająco.
To właśnie dzięki Irenie Jarockiej zainteresowały mnie
kompozycje Wojciecha Trzcińskiego, Leszka Bogdanowicza, Jarosława Kukulskiego i
Tadeusza Janika – który w 1981 roku napisał wiele kompozycji dla Ireny i zajął
się płytą wokalistki od strony muzycznej - aranżacje oraz akompaniament. Jakiś
czas temu dzięki nieograniczonym możliwością internetu miałem okazje
kilkakrotnie rozmawiać z nim, przez co mogłem poznać kulisy współpracy Tadeusza
Janika z Ireną Jarocką. Przyznam, że to fantastyczny człowiek, żyjący muzyką w
dalszym ciągu tworzący kompozycje w świetnym stylu.
Słuchając płyt i nagrań Ireny, sięgałem do coraz to
„nowszych” a nieznanych mi wcześniej kompozycji wymienionych wyżej
kompozytorów. Tak poznawałem innych artystów, piosenkarzy – kupując płyty,
zbierając nagrania.
/Moja kolekcja/
/Najpiękniejsza okładka jaką kiedykolwiek widziałem/
Czytając szereg wywiadów z Ireną, natknąłem się na Jej
wspomnienia z okresu współpracy z młodziutką wówczas debiutującą piosenkarką
Beatą Andrzejewską – która na zawsze zostanie zapamiętana przez publiczność
opolską dzięki własnej kompozycji „Nie
mijaj mnie wiosno”. Był to rok 1977.
I tak jak uprzednio, Internet nie zna
granic, miałem możliwość i w dalszym ciągu mam
- długich rozmów nie tylko na tematy muzyczne właśnie z Beatką Andzrejewską,
która dziś na stałe mieszka w Stanach Zjednoczonych. Dzięki niej, mogłem na
blogu zamieścić zdjęcia Ireny z Jej podróży do USA.
Mimo iż studyjnych płyt wydała niewiele, ciągle w serwisie
YT pojawiają się nowe – stare nagrania, trochę zapomniane a odkurzone przez wiernych
fanów.
Pamiętam rok 2001, i wieczorny koncert Ireny Jarockiej
odbywający się w Teatrze Polskim w Bielsku – Białej, właściwie do ostatniej
chwili nie wiedziałem, czy pojadę czy dotrę na niego, ze względu na chorobę
mojego taty. Jednak udało się, byłem, widziałem, bawiłem się świetnie, i na
zawsze pozostanie w pamięci uśmiech Ireny i wielka serdeczność dla
publiczności. Nawet gdzieś głęboko w szufladzie mam bilet z tego koncertu.
I na koniec przywołując słowa piosenki Ireny Jarockiej „Zielona Lipka”
– „Windo niebieska czy już pora byś mnie zabrała w górę hen…” Stwierdzam, ze o
wiele za wcześnie. Ogrania mnie żal,
smutek, i bezradność, ale cieszy mnie że pozostały nagrania, które
cieszą mimo upływu lat, pozostały nowe płyty ( bo wydane tak niedawno) do których wracam z wielką
ciekawością tak jak w dniu zakupu.
Wierzę w to, ze znajdą się osoby które wyszperają z archiwów
radiowych, niekiedy zapomniane nagrania Ireny i nie wydane na płytach takie
jak: „Listy z daleka”, „Zagraj mi smutna piosenkę”, „O czym się nie dowiem”,
„Zielona Lipka”, „Ciężki dzień”, "Sezon luzu" i wiele innych. I że ukażą się na płycie CD stanowiąc podsumowanie dorobku artystycznego.
Irenę Jarocką na zawsze zapamiętam jako osobę szczęśliwą,
świetną piosenkarkę, piękną wrażliwą i uśmiechnięta kobietę. A Jej twórczość
obok dokonań Zdzisławy Sośnickiej na zawsze pozostanie mi najbliższa. Mimo, że
od Jej śmierci upłynęło już kilka miesięcy, w dalszym ciągu nie wierzę w to i
nie mogę się z tym pogodzić. A mój wielki sen dalej trwa…słuchając nagrań,
piosenek, płyt.
Oddany fan…
niedziela, 29 kwietnia 2012
Wspomnienie o Reginie Pisarek...
Jednakże chciałbym aby ten post stał się manifestem, apelem oraz prośbą by ktoś w Polsce w końcu zauważył, że piosenkarka jaką była Regina Pisarek miała wielu odbiorców, nagrała mnóstwo nagrań których tytułów dziś nie sposób wymienić, by jej ponad 30 letnia kariera zawodowa została podsumowana wydawnictwem płytowym!!!
Wstępem do wywiadu chciałbym aby był tekst piosenki Pani Reginy.
Muzyka: Zbigniew Bernolak, Słowa: Witold Skrzypiński
„Pomóż mi iść przez życie”
1. Złote karier schody, młodość, blask urody, nastrój chwili dobrej złej, pieniądz, sztuka, wszystko czego szukam, wszystko gdzieś ucieka…
Ref: Pomóż mi poznać życie i zrozumieć jego sens. Pomóż mi trwać w zachwycie mimo czasu burz i łez. Powiedz, czemu w samym szczycie właśnie miłość wszystko spycha w mrok? Pomóż mi chwytać życie, gdy tak gna za rokiem rok. Pomóż mi iść przez życie serca biciem, które budzisz ty!
2. Lato, jesień, zima, wiosna – znów jej nie ma: wciąż niezmienny rzeczy bieg. Słońce kwiat pogoda, wszystko czego szkoda, wszystko gdzieś ucieka, smucąc mnie..
Ref: Pomóż mi poznać…
„Każdy występ jest egzaminem” – mówi Regina Pisarek.
Pani Regino występuje Pani ostatnio wraz z Edwardem Hulewiczem i zespołem muzycznym Zbigniewa Bednarka w programie estradowym „Tak długo Was chłopcy nie było”. Czy znaczy to , że zaniechała Pani występów indywidualnych?
- Niezupełnie, chociaż ostatnio występuje często z zespołem bowiem, bardzo mnie to pociąga i angażuje. Praca z tym czy innym zespołem muzycznym, z którym związana jestem przez dłuższy czas, jest cenna także z tego względu, że pozwala na opracowanie piosenki do najdrobniejszego szczegółu. Zaprezentowane piosenki w ostatecznym i w miarę doskonałym kształcie, dają dużo satysfakcji. A to jest ważne. Każdy występ traktuję jako egzamin, który trzeba zdać i to dobrze. Toteż występy wymagają stałej koncentracji, co wyczerpuje. Dlatego uważam zawód piosenkarki za trudny.
Jak to się stało, że została Pani piosenkarką?
- Zdecydował o tym przypadek. Studiując na Uniwersytecie Warszawskim filologię polską nie przypuszczała, że zdradzę polonistykę na rzecz piosenkarstwa. Na ostatnim roku studiów jedna z moich koleżanek zdawała do PWSM i namówiła mnie żebym tez spróbowała sił. Spróbowałam i powiodło się. Zostałam przyjęta do klasy prof. Wacława Brzezińskiego. I tak się zaczęło. Uczyłam się i jednocześnie występowałam min. w kawiarni „Pod Gwiazdami”
Które z występów utkwiły Pani najbardziej w pamięci?
- Naturalnie festiwalowe, a poza tym debiut w Sali Kongresowej w Warszawie w 1963 roku, a to z tej przyczyny, moim zdaniem z powodu tremy, jaką przezywałam – nie wypadł on najlepiej.
Jaki typ piosenki jest Pani najbliższy?
- Własne upodobania ulegają zmianom początkowo śpiewałam piosenki „smutne”, sentymentalne. Zdawało mi się, że nie mogę śpiewać innych. Zaliczano mnie wtedy do grupy piosenkarek „smutnych”. Z czasem wyrwałam się z tego kręgu. Na mojej pierwszej płycie długogrającej znajdują się tylko dwie piosenki ze starego repertuaru, reszta to piosenki nowe, nie znane jeszcze szerszej publiczności, w większości pogodne.
Wiemy, że dużo Pani podróżuje z koncertami po kraju i zagranicą. Gdzie wybiera się Pani w najbliższym czasie.
- Na razie nigdzie. Pracuję nad nowym programem, co zajmie mi trochę czasu. Co potem zobaczymy…
Zachęcam też, do przeczytania wspomnień o Reginie Pisarek
Zachęcam również do posłuchania i obejrzenia nagrań Pani Reginy
Opowiedz nam Ojczyzno 1977 rok, FPŻ
Gdyby nie oni 1976 rok, FPŻ
Jak Cie pokochac, 1976 rok, FPŻ
Jest Warszawa 1971 rok
sobota, 28 kwietnia 2012
Wspomnienia z III Konkursu Piosenki Radzieckiej 1964
Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze dla wielu stał się przepustką bądź etapem pośrednim otwierającym możliwości do bycia na scenie polskich i zagranicznych estrad. Ku mojej radości w dobie internetu, możliwe stało się poznanie debiutantów tamtego jakże dziś niedocenianego festiwalu.
Jest rok 1964 w blasku czerwcowego słońca rozpoczyna się III Konkurs Piosenki Radzieckiej ( tak Konkurs, nazwę Festiwal przyjmie dopiero rok później).
Laureatem I nagrody zostaje Pan Andrzej Łukaszewski – jak się później okaże znakomity organizator i twórca programowy Stołecznej Estrady. Z wielką przyjemności prezentuje wspomnienia Andrzeja Łukaszewskiego oraz opis jego późniejszych dokonań.
Niesamowite wspomnienia!
Zapraszam do lektury.
W tamtych czasach, w latach 60 – tych były kłopoty nie tylko ze zdobyciem dobrej klasycznej gitary ale również z repertuarem. Studiowałem wtedy na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego (ukończyłem w roku 1966), przygrywałem sobie (innym też) na gitarze w czasie wycieczek geologicznych czy prywatek i marzyłem aby jak najszybciej skończyć studia i ruszyć gdzieś w daleki świat... W radiu pełno było piosenek włoskich, francuskich a nawet bułgarskich. Niestety, trudno mi je było wykonywać przy własnym akompaniamencie na gitarze. Najbardziej „pasowały” mi do gitary, duszoszczypatielnyje romanse rosyjskie i cygańskie, które wtedy stanowiły przeważającą pozycją w moim repertuarze. Szybko też trafiły do mojego repertuaru (oprócz piosenek studenckich) refleksyjne ballady Bułata Okudżawy, które Bułat wykonywał przy własnym akompanamencie na gitarze.
Z Bułtem Okudżawą zapoznałem się bliżej w „moim” Teatrze STS. Miał tam całą masę przyjaciół z Rady Artystycznej teatru, Ziemka Fedeckiego, Andrzeja Drawicza, Agnieszkę Osiecką i innych. Któregoś razu po programie „Marsz do kąta”, w którym wykonywałem m.in. jego balladę „Balladę o kogutach” z własną „wstawką” muzyczną (zaakceptowaną przez Okudżawę) pojechaliśmy całą rozśpiewaną grupą gdzieś na MDM. Tam w zaprzyjaźnionym mieszkaniu śpiewaliśmy sobie piosenki. Okudżawa – po przestrojeniu mojej gitary na strój rosyjski - śpiewał swoje najnowsze ballady, a my – po przestrojeniu mojej gitary ze stroju rosyjskiego na strój włoski – ulubione przez niego polskie piosenki ułańskie („Ułani, ułani”, „Więc pijmy wino szwoleżerowie”, „Jeszcze jeden mazur dzisiaj” i wiele innych).
Do Zielonej Góry jechałem w czerwcu 1964 roku z nieodłączną gitarą i z gorącym przeświadczeniem wygrania tego konkursu, tym bardziej że miejscowa gazeta zielonogórska w swoim tygodniowym horoskopie przewidywała dla mnie jakiś sukces. Miasto przyjęło serdecznie i sympatycznie i mnie i wszystkich konkursowiczów. Mieszkaliśmy w jakimś budynku blisko parku. Pamiętam jak któregoś wieczoru zorganizowaliśmy sobie, właśnie w parku, fajną imprezę - piżama party. Były „stroje wieczorowe”, były przekąski, były napoje, humory oraz dużo śpiewu i muzyki. Ogłoszenie wyników nie zwaliło mnie z nóg, ale wprawiło w błogi nastrój. Gratulacje, kwiaty, wyrazy uznania, wywiady...
/Ekipa warszawska zapoznaję się z nową balladą Bułata Okudżawy/
/Andrzej Łukaszewski, Zbigniew Wilczek, Roman Remelski, Alicja Stefańska, Mirosława Kowalak, Helena Woźniak po ogłoszeniu wyników Konkursu/
/Spotkanie pokonkursowe laureatów z członkami Jury i organizatorami/
Poniżej prezentuje reportaż Polskjiej Kroniki Filmowej opowiadającej o udziale Pana Andrzeja w Konkursie.
Po konkursie powróciłem do dokończenia swoich studiów geologicznych oraz „zajęć” w Teatrze STS w Warszawie, gdzie dalej szlifowałem w przedstawieniach swój piosenkarski i aktorski repertuar. Konkurs w sposób istotny powiększył mój reperuar o kilkanaście ballad Bułata Okudżawy, z którymi to i z piosenkami studenckimi z Kabaretu „Stodoła” i Teatru STS, przemierzałem Polskę wzdłuż i wszerz. Warto nadmienić, że kilka lat po Konkursie byłem – tym razem - z ekipą estradową ponownie w Zielonej Górze, w tej samej Hali Ludowej, gdzie święciłem swój tryumf kilka lat wcześniej. W trakcie koncertu (niespodziewane liczne i mocne brawa dla mnie) okazało się, że na widowni mam dosyć dużą grupę swoich fanów. Było to m.in. zasługą wcześniejszych działań rozgłośni zielonogórskiej Polskiego Radia, która po Konkursie często „puszczała” moje nagrania m.in. z Radiowego Studia Piosenki, działającego wtedy pod kierunkiem Agnieszki Osieckiej. Zrobiło mi się wtedy miło... Zawsze chętnie wracam – nie tylko wspomnieniami – do Zielonej Góry... W latach 70-tych Komitet Warszawski PZPR rozwiązał Teatr STS, a ja i moi koledzy zmuszeni byliśmy szukać innych rozwiązań życiowych. Przez pewien czas poszukiwałem złóż ropy naftowej i gazu ziemnego w kraju (Przedsiębiorstwo Geologiczne w Warszawie) jako jeden z pionierów geologicznej obsługi wierceń głębokich za ropą i gazem (po przeszkoleniu przez francuskich specjalistów, obsługiwałem nowoczesne laboratorium geologiczne francuskiej firmy „Geoservices”) a następnie pracowałem w Stołecznej Estradzie m.in. na stanowisku Głównego Specjalisty ds. Programowych. W latach 1982 – 1992 m.in. dla potrzeb warszawskich imprez plenerowych, programowałem i reżyserowałem rozrywkowe programy estradowe (m.in. „Festiwal nad Wisłą”, „Witamy na Rynku”) oraz napisałem kilka scenariuszy imprez rozrywkowych (m.in. „Kalejdoskop rozrywki”, „Parada parodystów”, „Żart na start”, Solo i w duecie” czy „Raz na ludowo – raz na wesoło”). Co roku ze swoimi przyjaciółmi-geologami absolwentami Wydziału Geologii UW, spotykamy się z okazji Święta górniczego Barbórki na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego i wspominając czasy studenckie, śpiewamy nie tylko przy... piwie.
Aktualnie jestem stypendystą ZUS-u. Od czasu do czasu moja kochana rodzinka pozwala mi się udzielać artystycznie podczas kameralnych imprez estradowych. Gitary jeszcze nie powiesiłem na... kołku !
Panu Andrzejowi bardzo serdecznie dziękuje za udostępnione materiały oraz chęc podzielenia się wspomnieniami, tym samym zachęcam odwiedzających bloga do dzielenia się wspomnieniami festiwalowymi.
Na koniec dodam tylko, że kolejnym postem wspomnieniowym ( mam taką nadzieje bedzie wpis Pana Janusza Szczepkowskiego)
Jest rok 1964 w blasku czerwcowego słońca rozpoczyna się III Konkurs Piosenki Radzieckiej ( tak Konkurs, nazwę Festiwal przyjmie dopiero rok później).
Laureatem I nagrody zostaje Pan Andrzej Łukaszewski – jak się później okaże znakomity organizator i twórca programowy Stołecznej Estrady. Z wielką przyjemności prezentuje wspomnienia Andrzeja Łukaszewskiego oraz opis jego późniejszych dokonań.
Niesamowite wspomnienia!
Zapraszam do lektury.
W tamtych czasach, w latach 60 – tych były kłopoty nie tylko ze zdobyciem dobrej klasycznej gitary ale również z repertuarem. Studiowałem wtedy na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego (ukończyłem w roku 1966), przygrywałem sobie (innym też) na gitarze w czasie wycieczek geologicznych czy prywatek i marzyłem aby jak najszybciej skończyć studia i ruszyć gdzieś w daleki świat... W radiu pełno było piosenek włoskich, francuskich a nawet bułgarskich. Niestety, trudno mi je było wykonywać przy własnym akompaniamencie na gitarze. Najbardziej „pasowały” mi do gitary, duszoszczypatielnyje romanse rosyjskie i cygańskie, które wtedy stanowiły przeważającą pozycją w moim repertuarze. Szybko też trafiły do mojego repertuaru (oprócz piosenek studenckich) refleksyjne ballady Bułata Okudżawy, które Bułat wykonywał przy własnym akompanamencie na gitarze.
Poniżej prezentuje reportaż Polskjiej Kroniki Filmowej opowiadającej o udziale Pana Andrzeja w Konkursie.
Po konkursie powróciłem do dokończenia swoich studiów geologicznych oraz „zajęć” w Teatrze STS w Warszawie, gdzie dalej szlifowałem w przedstawieniach swój piosenkarski i aktorski repertuar. Konkurs w sposób istotny powiększył mój reperuar o kilkanaście ballad Bułata Okudżawy, z którymi to i z piosenkami studenckimi z Kabaretu „Stodoła” i Teatru STS, przemierzałem Polskę wzdłuż i wszerz. Warto nadmienić, że kilka lat po Konkursie byłem – tym razem - z ekipą estradową ponownie w Zielonej Górze, w tej samej Hali Ludowej, gdzie święciłem swój tryumf kilka lat wcześniej. W trakcie koncertu (niespodziewane liczne i mocne brawa dla mnie) okazało się, że na widowni mam dosyć dużą grupę swoich fanów. Było to m.in. zasługą wcześniejszych działań rozgłośni zielonogórskiej Polskiego Radia, która po Konkursie często „puszczała” moje nagrania m.in. z Radiowego Studia Piosenki, działającego wtedy pod kierunkiem Agnieszki Osieckiej. Zrobiło mi się wtedy miło... Zawsze chętnie wracam – nie tylko wspomnieniami – do Zielonej Góry... W latach 70-tych Komitet Warszawski PZPR rozwiązał Teatr STS, a ja i moi koledzy zmuszeni byliśmy szukać innych rozwiązań życiowych. Przez pewien czas poszukiwałem złóż ropy naftowej i gazu ziemnego w kraju (Przedsiębiorstwo Geologiczne w Warszawie) jako jeden z pionierów geologicznej obsługi wierceń głębokich za ropą i gazem (po przeszkoleniu przez francuskich specjalistów, obsługiwałem nowoczesne laboratorium geologiczne francuskiej firmy „Geoservices”) a następnie pracowałem w Stołecznej Estradzie m.in. na stanowisku Głównego Specjalisty ds. Programowych. W latach 1982 – 1992 m.in. dla potrzeb warszawskich imprez plenerowych, programowałem i reżyserowałem rozrywkowe programy estradowe (m.in. „Festiwal nad Wisłą”, „Witamy na Rynku”) oraz napisałem kilka scenariuszy imprez rozrywkowych (m.in. „Kalejdoskop rozrywki”, „Parada parodystów”, „Żart na start”, Solo i w duecie” czy „Raz na ludowo – raz na wesoło”). Co roku ze swoimi przyjaciółmi-geologami absolwentami Wydziału Geologii UW, spotykamy się z okazji Święta górniczego Barbórki na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego i wspominając czasy studenckie, śpiewamy nie tylko przy... piwie.
niedziela, 19 lutego 2012
Spotkanie z Beatą Andrzejewską...
4 września 2010 roku, zamieściłem pierwszy wpis o piosenkarce Beacie Andrzejewskiej, od tego czasu dostałem mnóstwo pytań maili o dalsze losy niezapomnianej kompozytorki, piosenkarki autorki tekstów.
W dobie Internetu możliwe stało się, spotkanie Pani Beaty, śmiem nawet powiedzieć, że troszkę zaprzyjaźniliśmy się.
W trakcie naszych długich rozmów Beata opowiedziała mi o swojej drodze artystycznej. Dziś jest szczęśliwą matką dwójki dorosłych już dzieci, pełną uśmiechu kobietą - spełnioną zawodowo jak i życiowo. Na stałe mieszka w USA, od czasu do czasu odwiedza Polskę.
Dużą ciekawostką jest jedyna płyta Beaty Andrzejewskiej wydana w 1991 roku, stanowi ona niepełny zapis dorobku tej znakomitej piosenkarki, nagrania są utrzymanie w klimacie pop – rockowym, słucha się ich jednym tchem.
Zapraszam do lektury wspomnień Beaty Andrzejewskiej…
Mając 6 lat zaczęłam naukę gry na fortepianie ( klasyka ), a mając 11 zaczęłam " bawić " się w komponowanie - po tym jak mój starszy brat pokazał mi parę rock - and- rollowych akordów i to dało mi motywacje do " wymyślania " piosenek. Wraz z koleżankami śpiewałam w przez nas założonym trio , na rożnych imprezach w lokalnym Domu Kultury.
W domu był fortepian, Tata i Mama oboje grali ( mama jako hobby , tata profesjonalnie).
Moim pierwszym , "prawdziwym " debiutem był występ na Festiwalu Piosenki Harcerskiej w Siedlcach ( 75r. ) Namówił mnie na ten występ wice- dyrektor mojej szkoły , który bardzo udzielał się artystycznie ,prowadził kolko teatralne i zespól.
Zdobyłam Grand Prix festiwalu , poraz pierwszy zaśpiewałam publicznie " Nie mijaj wiosno " i dostałam nagrodę za kompozycje . Tego tez roku oglądałam w TV program " Gong ", w którym występowali amatorzy i pokazywali swoje umiejętności. Bardzo mnie to zainteresowało , bo w jury zasiadały znane nazwiska i ciekawiło mnie , co by powiedzieli na temat moich " zmagań " wokalnych ( do tej pory były występy w Domu Kultury i czasami zaśpiewanie dla kogoś , kto wpadł na kolacje do rodziców - J ) Napisałam wiec list do TV i dostałam zaproszenie do wzięcia udziału w programie . Gdy zjawiłam się na Woronicza , okazało się , ze profil programu został zmieniony na " Spotkanie z prof. Bardinim ".Wtedy nawet nie wiedziałam , kto to jest ! Już po pierwszych komentarzach ( do innych ) podczas eliminacji , chciałam zrezygnować , ale nie miałam odwagi wyjść z sali ! Gdy przyszła pora na mnie , prof. był bardzo życzliwy i - jak nikomu innemu - pozwolił mi dośpiewać do końca ! Nie powiedział nic , tylko potem dowiedziałam się z odczytywania nazwisk , kto będzie brał udział w nagrywaniu programu . Byłam jedyna wtedy osobą , której nie krytykował , wręcz przeciwnie , wiec poszło gładko i...posypały się propozycje - radio , TV , estrada , a ponieważ byłam w 3 kl. Liceum , nie skorzystałam z większości ( zresztą według porady profesora i ówczesnego producenta tego programu ( pana Waltera ) . Szkoła przede wszystkim ! Jeszcze tego samego roku wystąpiłam w telewizyjnym filmie " Czy jest tu panna na wydaniu ", bo produkcja nie zajęła aż tak dużo czasu i nie strąciłabym wiele nauki ( musiałam dostać zgodę od szkoły i nadrabiać jak mnie nie było ).
Będąc jeszcze w III kl. Liceum , gdy dostałam propozycje zagrania głównej roli żeńskiej w tym filmie. Pojechałam na zdjęcia próbne i zostałam wybrana.
Janusz Kondratiuk również poprosił, bym skomponowała 3 piosenki do filmu i napisała 3 teksty . Zrobiłam to , ale na końcu wybrał tylko fragment jedno utworu, który jest nucony przeze mnie na końcu filmu i....nagrałam nawet gitarę.
Większość zdjęć kręcona była w Lodzi i okolicach.
W sumie miałam tylko kilkanaście dni zdjęciowych, ale dużo przygotowań, spotkań itp.
Najsympatyczniej z tej całej przygody wspominam poznanie Romana Klosowskiego i spędzenie czasu z nim na planie, a gdy kręciliśmy w Lodzi , dostałam zaproszenie na sztukę, którą wystawiano w teatrze i którą on reżyserował - wspaniale przeżycie.
Również milo wspominam spotkanie z Janem Himilshbachem, który przyjechał na plan ze swoim ślicznym wilczurem, zaproszono nawet tresera , który - jak się okazało- był treserem psa Szarika i 2 psów, które grały Sabe w " W pustyni i Puszczy ". Samo granie nie było skomplikowane, poznałam ciekawych ludzi , a po powrocie z Lodzi byłam jeszcze w Warszawie ( nagrywanie muzyki - a raczej murmuranda ) i przesiedziałam kilka godzin w studio, gdzie patrzyłam jak " składa " się film do kupy ( edycja ). To było b. ciekawe!
Chciałam studiować kompozycje na Wyższej Szkole Muzycznej w W-wie, ale do tego potrzebny był dyplom szkoły średniej muz. , a ja takiego nie posiadałam ( tylko podstawowy , bo w moim mieście nie było szkoły muzycznej ! ) , próbowałam wiec sil na egzaminie do Szkoły Teatralnej ( bo najbliższą zainteresowaniom ) , ale się nie dostałam . Zdałam wiec na nowy wtedy kierunek : piosenka , do średniej muzycznej w Warszawie.
Związałam się już wtedy ze Studiem Piosenki przy PR i TV w W-wie , gdzie nagrałam parę utworów , jak również wyjeżdżałam ze Studiem na koncerty i Warsztaty Muzyczne.
Moja szkoła nie była zadowolona i wręcz zabroniła mi udzielania się na estradzie ! Tłumaczenie : „żebym się nie zmanierowała” ! Pojechałam na Festiwal Młodzieży w Hawanie i tam poznałam mojego przyszłego męża ( Staszka Kasprzyka).
/Festiwal w Hawanie/
/Festiwal w Hawanie 78, tu z Andrzejem Rybińskim/
/Hawana 78, zespół Old Metropolitan Band, Andrzej Rybiński oraz przyszły mąz B. Andrzejewskiej/
/Hawana 78, Waldemar Parzyński i Beata Andrzejewska powrót do Polski/
Po Festiwalu zrezygnowałam ze szkoły, zdałam egzamin na tzw. kategorie ( by moc występować i zarabiać ).
Ponieważ nie doczekałam się obiecanej płyty , a Staszek już od kilku lat grał z największymi nazwiskami w Polsce i...byliśmy małżeństwem , zależało nam na pracy razem, wiec gdy dostaliśmy propozycje pracy dla Ireny Jarockiej , przyjęliśmy ją chętnie . Staszek był jej perkusista , a ja miałam 15 min. blok gościnny w jej recitalu i śpiewałam w chórkach. Dla Ireny napisałam polski tekst do piosenki Barbaray Streisand „Women in love” – „Gdy serce mówi mi tak”.
/Teatr Buffo 1979 r. Próby z Ireną Jarocką/
/Jako gosc podczas recitalu Ireny Jarockiej USA 1980 r./
Jeśli chodzi o wspomnienia festiwalowe , to oczywiście najsympatyczniej wspominam Opole '77 , bo to był mój debiut na tym znanym festiwalu. Nie dostałam wtedy żadnej nagrody od jury, bo śpiewałam Wiosnę i ktoś podobno stwierdził, ze ja już miałam swój debiut u Bardiniego, zna mnie cala Polska, wiec...( absurd ). Ale dostałam Nagrodę Publiczności , którą ceniłam sobie najbardziej!
Potem wystąpiłam w 1978r. , w koncercie Gwiazd i w 1979 r. również w koncercie Gwiazd . Ten Festiwal wołałabym zapomnieć , bo utwór, który prezentowałam wypadł fatalnie : kompletne niezorganizowanie, brak czasu na próbę i fatalne nagłośnienie podczas występu - mało nie zeszłam ze sceny...
Po zakończeniu kontraktu u Ireny, szukaliśmy pracy razem , ale było coraz trudniej , a sytuacja w branży nie za ciekawa , wiec gdy dostaliśmy propozycje wyjazdu na kontrakt za granice - skorzystaliśmy i spędziliśmy 3 miesiące w Jugosławii.
Kilka miesięcy po powrocie zastał nas w Polsce stan wojenny , estrady się pozamykały, nie było pracy , a ponieważ mięliśmy kontrakt do Austrii - wyjechaliśmy ponownie i postanowiliśmy spróbować wyjechać do USA , gdzie mięliśmy sponsora w postaci wujka męża.
W międzyczasie kupiliśmy w Polsce dom , nie byliśmy pewni , czy jak wrócimy, to uda nam się znaleźć stałą prace i mieć się za co utrzymać , sytuacja ekonomiczna w kraju była tragiczna ( kartki , puste półki sklepowe , załatwianie jedzenia itp. po znajomości , ograniczenia na każdym kroku ) i nie byliśmy pewni , czy wyjedziemy jeszcze raz razem , wiec skorzystaliśmy z zaproszenia i w 1982 r. nie wróciliśmy z Austrii i po 3.5 miesiąca znaleźliśmy się w Seattle.
Stamtąd , już po 2 tygodniach przyjechaliśmy do N.Jorku, bo namówił nas przyjaciel mojego brata, który pomógł Staszkowi w znalezieniu pracy i wiedział , ze gramy, a w tym czasie w NY było dużo polskich klubów i dużo pracy.
Okazało się, ze w tym samym czasie został w Stanach zespól Jerzego Polomskiego ( z którym Staszek pracował jeszcze w Polsce) , wiec wspólnie założyliśmy nowy zespól i zaczęliśmy grania w klubach polonijnych. Oprócz tego miałam sporo występów solowych , bo jak się okazało , dużo Polaków pamiętało mnie z Polski i chętnie przychodzili na polskie imprezy . Najczęściej występowałam dla Polonii w klubach polskich , oraz w Ambasadzie Polskiej w NY .
Swoim wysiłkiem i kosztem nagrałam jedyną swoja płytę - głownie , by mięć pamiątkę. Nie pracowałam zawodowo , moim całym życiem były dzieci, które wychowałam sam , a w weekendy pracowałam w b. znanym wówczas klubie " Scorpio's " . Przez 25 lat graliśmy w klubach , domach polonijnych , imprezach charytatywnych . Graliśmy też na weselach i imprezach prywatnych , bo oprócz tego , ze to było naszym zawodem " przywiezionym " tutaj , to była to również praca i utrzymanie.
/Cricket Club New York, Urszula, Grzegorz Skawiński i Beata Andrzejewska/
/Z Halina Frąckowiak 1987 r./
/Z Urszulą Dudziak/
/Wały Jagielońskie/
/Ze Zbigniewem Wodeckim/
/Z Waldemarem Koconiem/
/Z Czesławem Niemen podczas tańca/
/1982 r. USA/
Nawet nie próbowaliśmy grac w zespołach i klubach amerykańskich, bo od początku twierdziłam, ze to byłoby " przywożenie drzewa do lasu ", wystarczały nam koncerty i imprezy polonijne .
Po 25 latach jednak postanowiliśmy przestać , bo byliśmy po prostu zmęczeni !No i jak się okazało , dużo imprez było organizowanych dla tzw. starej polonii , która kocha się w polkach i starych polskich utworach . Ciężko było " przemycić " cos z nowości , a to stało się również męczące , bo ileż można śpiewać te same stare piosenki ?
Obecnie nie zajmuje się muzyką. Nucę tylko za kierownica, jadąc do pracy w szkole!
Dyskografia:
CD Beata Andrzejewska „Nie mijaj wiosno” BA29CD 1991 rok.
1. Nie mijaj wiosno
2. Co ja z tego mam
3. Skrawek błękitu
4. Chętnie oddam komuś swe marzenia
5. Wynajmę serce
6. Ocean łez
7. Wspomnienia
8. Ostatni raz
9. Chcę wyjechać za miasto
10. Obiecanki Cacanki
Subskrybuj:
Posty (Atom)